wtorek, 1 lipca 2014

~Rozdział dwunasty~ NIE IGRAJ Z CZASEM

 Kraty w skrzydle szpitalnym przyprawiały o mdłości, a szczególnie kiedy się w nie patrzyło kilka godzin. Wszystko jest nudne kiedy się leży w łóżku przez dwa dni i wymiotuje raz na jakiś czas.
- Jedyną moją atrakcją są twoje wymiociny, Fred. - wzdychnął George gapiąc się, jak brat wymiotuje na podłogę.
Mieli już wszystkiego dosyć. Nie byli przyzwyczajeni do takiej bezczynności. To było dla nich gorszę niż więzienie. Uciec też nie mieli jak. Za drzwiami stał Dumbledore ze Snape. Czasem podsłuchiwali o czym rozmawiają, ale znudziło im się. " Facet gadaj coś o trzecim piętrze, a nie zmyślaj o jakiś kociołkach ! "- szeptał rozwścieczony Fred. Spojrzał przez dziurkę od klucza. Kręcił się, aby dostrzec twarz profesora Snape. Nagle drzwi otworzyły się, a on opadł na podłogę. Z drzwi wyszedł Dumbledore.
- Co ci się stało ? - spojrzał na Freda rozmasowującego obolałe oko.
- Nic. Czyściłem klamkę w drzwiach.
- A po jakie licho?
- Wie profesor z nudów robi się różne głupstwa.
- Czym ją czyściłeś? - dyrektor nabierał coraz większych podejrzeń.
- A co to mam jakieś zarzuty? Wywiad? Wiem, że jestem sławny i zdobyłem wiele sukcesów, ale po co to wszystko? Po to pan przyszedł?
    Dumbledore'a trochę zatkało. Przeszył Freda zdumionym spojrzeniem, a następnie skierował się ku George'owi.
- Jutro będziecie mogli już opuścić to paskudne miejsce. - uśmiechnął się, licząc, że chłopak odwzajemni się chociażby mrugnięciem oka.
Jednak George słysząc to opadł bezwładnie na poduszkę krzycząc coś w rodzaju " Ileż można ? ". Profesor odwrócił się w kierunku drzwi i wyszedł jeszcze raz obdarzając Freda dziwnym spojrzeniem. Kiedy wychodził z kieszeni wypadło mu coś na podłogę.To było coś niezwykłego. Złota, migocząca błyskotka uwiodła chłopców. Podbiegli zaciekawieni. Kucnęli i przyjrzeli się jej dokładnie. Był to wisiorek. W samym jego środku znajdowała się klepsydra. George przyglądał się z niepokojem, jednak ciekawość wygrała i zaczął wyrywać go bratu. Wisiorek przekręcał się gwałtownie i niebezpiecznie. Zrobił to ponownie  kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset razy. Przestali się bić i nagle... zniknęli?
- Auu ! - krzyknął Fred czując bolesne uderzenie pięścią na policzku.
- Przepraszam, chyba spóźniona reakcja.... Gdzie my jesteśmy?
   To było dobre pytanie. Byli w tym samym miejscu, jednak trochę się różniło wyglądało na odrobię nowsze. Czyżby cofnęli się w czasie? Wybiegli ze skrzydła szpitalnego. Pomknęli przez korytarz rozglądając się dookoła. Wokół nich przechodzili nie znani im czarodzieje.
- No to pięknie nas urządziłeś. - wściekł się Fred.
- Ja? A kto mnie ugryzł w rękę?
- To trzeba było mi to oddać !
- Dobra przestań. Lepiej chodźmy na błonie, jeśli w tym stuleciu spotkamy Hagrida będziemy mieć ogromne szczęście. Bez obrazy, ale na dwadzieścia lat to on nie wygląda.
           Wybiegli z zamku i nawet nie zauważyli, że prosto w nich Irytek celował drewnianym krzesłem.
- Musieliśmy się przenieść w czasie o dobre kilkadziesiąt lat.
- Co jak co, ale takie fryzury chyba nigdy nie były modne. - zdziwił się Fred kiedy obok niego przechodziła dziewczynka z bardzo wymyślnym kokiem.
W oczy rzucił im się wysoki, szczupły chłopak, wyglądający na około szesnaście lat. Miał rudą czuprynę, lekko zadarty nos, piegi na twarzy, i duże niebieskie oczy. Przełknął ślinę, poprawił bujnę włosy i bojowym krokiem ruszył prosto do ślicznej , odrobinę pyzatej dziewczyny, której włosy o kolorze marchewki wirowały na wietrze. Długie rzęsy i gwieździste brązowe oczy ozdabiały piegowatą twarzyczkę. Była bardzo ładna. Nic dziwnego, że ten młodzieniec zabiegał o jej względy.
- Ojciec ?! - zdziwił się George widząc chłopaka.
Szesnastoletni czarodziej odwrócił się zdziwiony.
- Ja jestem twoim ojcem? No chyba sobie jaja robisz! No niby jak? Chłopaku ty masz pewnie tyle lat co ja!
- Słyszysz George, młody ojciec ma podobny głos do Percy'ego!
- No ! Ale przyznaj podobny jest do Charli'ego.
- O kim w mówicie? Kim wy w ogóle jesteście?
   Chłopcy  uśmiechnęli się do siebie. Fred podniósł brwi do góry, a George nastrojowo zamruczał ("taamm..taamm....tadam.. ! " )
- Jesteśmy z przyszłości - powiedzieli tryumfalnie.
- To by znaczyło, że....
- Tak ! Jesteśmy twoimi synami !
    Chłopak otworzył szeroko usta i wytrzeszczył oczy. " O jejku, będę miał dzieciaki ! " - pomyślał. Usiadł na trawie i zapomniał jakie miał plany jeszcze pięć minut wcześniej. Fred i George przyglądali się ojcu z coraz większym zaciekawieniem.
- A wiesz, że będziesz lekko łysawy? - uśmiechnął się George.
- Wy będziecie moimi jedynymi dziećmi? - zmienił pośpiesznie temat.
-  Pfff....Chciałbyś ! Będziesz miał nas siedmioro !
     Chłopak załamał ręce. Czuł się taki nieodpowiedzialny. Fred uśmiechnął się złośliwie.
- A ja dam sobie radę? - zapytał patrząc przez palce Arthur.
- No tak. Pracujesz w Ministerstwie Magii w najnudniejszym Departamencie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Zarabiasz na nas, ale szczerze mówiąc to jakieś miliony nie są.
- Weasley ! Znalazłeś równie niegodziwych przyjaciół jak ty? - ktoś przerwał im rozmowę.
     Był to chłopak o jasnej cerze, platynowych włosach i stalowych oczach. Wydawał się zimny i podły, tak jakby nie maił uczuć. On był ze Slytherinu, nie dało się tego ukryć.
- Kto to? - zapytał prawie szeptem George.
- To Lucjusz Malfoy. Jakoś za nim nie przepadam. Cham, świnia i tyle. - wyszeptał do synów Arthur.
       Rzeczywiście, kiedy dłużej mu się przyglądało trochę przypominał Dracona. Jednak młody Malfoy był bardziej drobny i szczupły. Pewnie to odziedziczył po matce. Ale w sumie trzydziestoletni Lucjusz nie był w cale otyły.
- Znowu rudzi? Ile razy ci powtarzałem, że rudy jest zdradliwy? - zaśmiał się Malfoy, a razem z nim grupka Ślizgonów.
Arthur poczerwieniał ze złości, a pięści zacisnął tak mocno, że krew nie dopływała mu do koniuszków palców. Fred szturchnął  George'a w plecy i wyciągnął różdżkę.
- Wingardium Leviosa !
Ciastko, które jadł tęgi Ślizgon zawisło w powietrzu i powoli kierowało się obok Lucjusza.
- Teraz ! - krzyknął George widząc jak Fred kieruję różdżkę.
 Ciasto z wielkim hukiem rozprysnęło się na twarz Malfoya. Wybuchły śmiechy Gryffonów, którzy przyglądali się tej sytuacji. Tęgi Ślizgon, który został pozbawiony deseru otarł twarz Lucjusza z ciasta i ze smakiem oblizał palce. Fred i George przybili sobie piątki Nawet nie wiedzieli, że potrafią tak dobrze dysponować magią. Arthur z podziwem patrzył na swoich synów.
- Odwagę to na pewno macie po ojcu. Jesteście z Gryffindoru, co?
   Chłopcy kiwnęli głowami, ale Arthur tego nie zauważył. Jego uwagę przykuła dziewczyna, która się do niego uśmiechała. Miała gładką cerę, delikatne rysy twarzy, jasnoniebieskie oczy, długie blond włosy i smukłą sylwetkę . Co prawda była  to Ślizgonka, ale uchodziła za prawdziwą piękność. Nagle... chłopcy zniknęli!
- Auu ! Dlaczego jak się przenosimy w czasie zawsze musisz mnie uderzyć? - zmarszczył brwi Fred masując obolałą nogę.
- Przepraszam. Ja na serio tego nie kontroluję.
       Byli w skrzydle szpitalnym. Usłyszeli głośnie płukanie. " Oho, Dumbledore " - pomyśleli. Nie mylili się. Drzwi się otworzyły a w nich stanął brodaty mężczyzna.
- Malfoy i Weasley do mnie! Rodzice do was przyszli.
- Malfoy i Weasley? - zdziwił się George.
Fred był tak samo zaskoczony na co bratu odpowiedział wzruszeniem ramion. Wyszli za drzwi. Ku ich zdziwieniu stali tam Lucjusz Malfoy i ich ojciec Arthur.
- Myślę, że każdy z panów chciałby porozmawiać z synem na osobności, za nim wyruszycie do domów. - uśmiechnął się z uprzejmości dyrektor.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Lepiej  jak wszystko wyjaśnimy sobie w spokoju wraz z małżonką już na miejscu. Fredzie idziemy ! - powiedział Lucjusz, co jakiś czas patrząc na pana Weasleya  z pogardą.
  Fred popatrzył z niedowierzaniem. " Czy ja się przesłyszałem ? " - pomyślał, ale kiedy usłyszał po raz drugi " Fred no chodź ! " popatrzył błagalnie na brata i zrezygnowany poszedł za Malfoyem. George'a natomiast pan Weasley złapał za ramie i zaprowadził na dwór.

    Fred pierwszy raz widział dwór Malfoyów. Był ogromny, ciemny i mroczny. Przypominał nawiedzone dwory z mugolski horrorów. Lucjusz popchnął Freda do środka. Wnętrze było bardzo ładne. Bogate wystrojenie z portretami przodków na ścianach. Może nawet trochę przypominał Hogwart. Weszli do wielkiej sali z ogromnym stołem przy którym były tylko cztery krzesła. Domowy skrzat krzątał się przygotowując sytą kolację. Gdy zobaczył, że gospodarz wrócił odsunął pośpiesznie krzesło.
- Dla panicza to miejsce, ser. - zwrócił się do Freda i zrobił to samo.
Fred usiadł spokojnie, ciągle w wielkim szoku. Rozglądnął się dookoła i oniemiał kiedy zobaczył żonę Malfoya. Była to... Molly ! " Jednak ten klimat ją nie odmładza " - pomyślał przerażony Fred. Miała smutna minę, włosy upięte w ciasny kok i czarną długą suknie.
- Co dziś na kolację? - zapytał Draco, który siadał na odsuniętym przez Zgredka krześle.

Tym czasem George wysiadł z samochodu. Nora wyglądała zupełnie tak samo jak zawsze. Trochę mu ulżyło, ale w sercu okropnie współczuł Fredowi. Właśnie miał się zapytać ojca dlaczego jego brata zabrał Lucjusz, lecz nie zdążył. Do drzwi wyszła Narcyza Malfoy ! Skąd ona tu się wzięła? Była zupełnie inna niż w tedy kiedy ją ostatnio widział na Mistrzostwach Quidditcha. Włosy miała rozpuszczone, lekko rozwiane, na sobie miała fartuch ubrudzony ciastem. Jak to możliwe? Po co miałaby cokolwiek piec, albo gotować skoro ma domowego skrzata?
- Cześć skarbie. -uśmiechnął się Arthur do Narcyzy i dał jej buziaka w policzek.
" Skarbie? Tata zdradza mamę? " - przeraził się George. Weszli do domu. Stół, który zawsze stał obładowany krzesłami miał zaledwie trzy krzesła.
- A gdzie będzie siedział Percy, Ron, Charlie, Fred, Bill i Ginny jak wrócą?
- Co ty opowiadasz? Chyba, rzeczywiście jeszcze nie doszedłeś do siebie. Przecież jesteś jedynakiem - uśmiechnęła się Narcyza    

Fred zrobiłby wszystko żeby spotkać się teraz z George'm. Miał już wszystkiego dosyć. Brakowało mu prawdziwego ojca. Jeszcze ten wstrętny Draco wnerwiał go na każdym kroku. Pfff... rozpieszczony szczur. Włożył ze złości ręce do kieszeni. No tak ! To właśnie w kieszeni miał zmieniacz czasu! Musi się przenieść się o dwie godziny ! Przekręcił wisiorek, a kapsuła obmierzyła wyznaczony czas...

- Co ci się stało ? - Dumbledore właśnie wszedł do skrzydła szpitalnego i zobaczył Freda leżącego na podłodze i rozmasowującego obolałe oko.
- Nic. Czyściłem klamkę w drzwiach.
- A po jakie licho?
Fred właśnie się pojawił. Schował się tak, żeby nie został zauważony. Co by się stało gdyby Fred spotkał się z Fredem? Lepiej o tym nie myśleć. Teraz w kryjówce wyczekiwał upragnionego momentu.
- Jutro będziecie mogli już opuścić to paskudne miejsce. - uśmiechnął się dyrektor.
I właśnie wtedy na podłogę upadł zmieniacz czasu.
- Panie profesorze coś panu wypadło ! - krzyknął Fred z ukrycia.
Bliźniacy odwrócili się natychmiast do tyłu chcąc zbadać do kogo należy ten głos.
- Dziękuje Fredzie. - uśmiechnął się Dumbledore podnosząc zgubę.
- Ale, ale to... nie ja !
Dyrektor wyszedł z skrzydła szpitalnego i zamknął za sobą drzwi. Teraz wystarczyło czekać, aż Fred przeniesie się znów do teraźniejszości.

- Fred i George do mnie ! Rodzice do was przyszli !
Otworzyli drzwi a zza nimi ujrzeli państwo Weasleyów. W normalnym składzie. Molly i Arthur we własnej osobie. Wskoczyli im na ramiona. W końcu byli normalną rodziną.  Przytulili ich mocno i jak małe dzieci cieszyli się, że w końcu zobaczyli rodziców razem. Fred i George nieźle namieszali w tej przeszłości. No w sumie życie George'a nie byłoby takie złe... bez Pecy'ego powodziłoby mu się całkiem dobrze, jednak bez Freda... to już koszmar. No cóż, nie można mieć dwóch rzeczy naraz.

6 komentarzy:

  1. Świetny wpis! Uwielbiam Twojego bloga, jest to jeden z najlepszych jakie kiedykolwiek czytałam ! Jest bardzo pozytywny, a takie uwielbiam ;) Pisz dalej bo super Ci to wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział :3 Nie wiem, co więcej napisac, nie zauwazyłam jakichś szczególych błędów. Podoba mi się, czekam na kolejny :3
    Pozdrawiam i zycze weny,
    Mistress Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na trzy rozdziały, których jeszcze nie widziałaś, mam nadzieję, że ci się spodobają i liczę na to, iż pozostawisz pod nimi swoją opinię, która jest dla mnie bardzo ważna ;)
    http://nowe-pokolenie-hogwart.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na rozdział IX, mam nadzieję że zajrzysz i zostawisz swoją opinię, bo jest ona dla mnie bardzo ważna :*
    http://nowe-pokolenie-hogwart.blogspot.com/2014/07/zwyka-nienawisc.html

    Ps. Przepraszam za spam

    OdpowiedzUsuń