niedziela, 23 listopada 2014

TO JUŻ JEST KONIEC...



Dzięki za miłe komentarze, porady, a zarazem motywacje. Dwadzieścia rozdziałów + miniaturka to całkiem niezły wynik. Blog ma około osiem miesięcy i szczerze mówiąc dużo zmienił w moim życiu. Jednak zawsze musi przyjść koniec... Będzie mi trudno się rozstać z historyjkami o dwóch zabawnych braciach... 
A teraz chciałam podziękować wszystkim czytelnikom, którzy naprawdę dawali mi mocnego kopa i mobilizowali do działania. Dzięki wam poprawiłam się z polskiego i piszę trochę lepiej opowiadania. 

Trudno się z wami rozstać, więc może czasem wstawię tu jakąś miniaturkę. 

Pozdrawiam i dziękuję 
Draco Malfoy

Na pożegnanie zapraszam na króciutką opowieść o George'u : 

  Kwiaty, tort, suknia ślubna to wszystko leżało na głowie młodej pary. Dlaczego wszystko jak zwykle robione jest na ostatnią chwile? Buty były o rozmiar za małe, welon za długi, a mucha dla pana młodego była w dziwnym odcieniu grafitu. Panna młoda stawała się już kłębkiem nerwów, a ślub miał się odbyć już za dwie godziny. Goście powoli docierali na miejsce, a pokoje hotelowe nie były jeszcze dla nich zarezerwowane. W dodatku pan młody nagle gdzieś zaginął. 
- Mamo! Przecież miał to być najpiękniejszy dzień w moim życiu! Nic nie jest jeszcze gotowe! - denerwowała się przyszła małżonka. 
-  Angelina, nie przejmuj się tak. Wszystko jest pod kontrolą. A właściwie nie wiesz gdzie podział się George?
  Tym czasem w schowku na miotły nie świadomy nagłymi problemami związanymi z weselem rozmyślał pan młody. Nie był przekonany swej decyzji... Kochał swą narzeczoną,  ale po utracie swojego brata wątpił czy zazna kiedykolwiek szczęście. Co noc w snach widział ostatnie jego chwile... Za każdym razem Fred ginął z uśmiechem na ustach. To straszne... W dodatku od tego momentu mężczyzna nie potrafi wyczarować patronusa. Minęło już ponad dziesięć lat, a trudno o tym zapomnieć. Stracić brata bliźniaka to tak samo jak stracić cząstkę siebie. 
  Pamięta to bardzo dokładnie pierwszy raz przekroczyli próg szkoły... Razem ze swoim bratem postanowili, że umilą to miejsce. I udało się im. Każdy uczeń znał dwóch łobuziaków, których hobby było dokuczanie Flichowi. Najlepsza zabawa była wtedy, kiedy wykradli mapę z gabinetu woźnego. Zauważyli, że na niej zaznaczone są wszystkie tajne przejścia, a co najważniejsze zawsze można było się zorientować, że ktoś się zbliża, bo wtedy pojawił się mały napis z nazwiskiem. To dziwne, ale nigdy się  nie zastanawiali dlaczego Ron Weasley - ich młodszy brat śpi obok jakiegoś mężczyzny o imieniu Petter. Może uznali to za normalne... 
  Kiedy przyszedł dzień zdawania sumów chłopcy zaopatrzyli się w samopiszące pióra, lecz jak na złość pod wpływem zaklęć nauczycieli przestawały pisać. Dlatego z nie bardzo wysokim wynikiem "ukończyli" szkołę. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Zaraz po ucieczce ze szkoły założyli swój własny sklep na Pokątnej. Trzeba przyznać, że interesy szły im całkiem nieźle, a przy tym mieli niezły ubaw. Ale życie potoczyło się dla nich nieszczęśliwie. Ślepy los chciał, żeby Fred zginął... Zginął w wojnie, jak na czarodzieja przystało. 
  George ocknął się z rozmyślań i wrócił do rzeczywistości. Stanął przed lustrem i spojrzał na siebie posępnie... Był wysoki, na około metr dziewięćdziesiąt, oczy miał piwne, a włosy marchewkowe. Czarny garnitur odmładzał go o kilka lat. George nie był dobrze zbudowany... Jak na trzydziestolatka był wyjątkowo chudy, zero mięśni...  Stojąc tak przypomniała mu się historia o zwierciadle, które pokazywało pragnienia... Dla niego każde lustro wskazywało jego skryte marzenia. Wystarczyło mu, że spojrzy w swe odbicie a przypomni mu się brat. 
- George, tu jesteś! Szukałam cię po całym ogrodzie... Zresztą nie ważne, chodź bo się spóźnimy na własne wesele.
Mężczyzna wypił kieliszek ognistych whiskey, po czym się skrzywił. I wyszedł za panną młodą. 
Ślub miał się odbyć w cudownym ogrodzie, w który oddawał baśniowy nastrój. Kwiaty były tak cudowne, że trudno było od nich oderwać wzroku, a trawa była idealnie skoszona. Para młoda zatrzymała się przy wielkim łuku stworzonym z różowo-białych róż. Dziewczyna była śliczna. Miała gładką, ciemną cerę, i delikatne falowane, czekoladowe włosy. Suknia była biała, a koronki znajdujące się na niej przypominały płatki śniegu. Gorset zaś podkreślał jej idealną sylwetkę. Kobiety siedząca na krześle łkały w chusteczki i wzruszone patrzyły na nowożeńców. 
- Czy ty George'u Weasleyu bierzesz sobie za żonę Angeline Johnson i ślubujesz jej wierność, miłość oraz to, że nie opuścisz jej do śmierci? 
Mężczyzna nagle skierował wzrok w lewo. Przed jego oczami stał rudy chłopak o lśniącym uśmiechu i białych skrzydłach, pokrytych puchem. Był to duch Freda Weasleya. Pokazał mu kciuk na znak, że jest wszystko w porządku. George nie wierzył własnym oczom. Mrugnął kilka razy, ale gdy spojrzał na to miejsce nikogo tam nie było. 
- Tak - wyszeptał po chwili. 
Angelia odetchnęła z ulgą.