To bardzo okropne uczucie kiedy leży się na polanie tuż przy dworze swojego wroga i marznie się z nikłą nadzieją przybycia kogokolwiek na pomoc. Można było nawet zacząć rozmyślać o śmierci... Dla Freda i Georg'a to już chyba trzecia sytuacja kiedy mogą zginąć, lecz nie brali tego tak do siebie. Tłumaczyli sobie, że jeśli wytrzymali atak dementorów i uniknęli rozdarcia na strzępy przez trójgłowego psa, to śmierć z głodu przy tamtych zdarzeniach to pestka.
Ginny w końcu zasnęła przykryta koszulą Percy'ego. Jednak przez sen płakała, a łzy powoli spływały po czerwonej, piegowatej twarzyczce. Chłopcom było jej bardzo szkoda, taka mała, a musi tyle przeżywać. Bliźniacy próbowali unikać wzroku zmarzniętego brata, który pozbawiony koszuli dygotał z zimna, a na jego rękach pojawiła się gęsia skórka.
- Mamo jestem głodna! - wykrzyknęła Ginny nie otwierając oczu. Jednak gdy je otworzyła z twarzy spełzł jej uśmiech, bo zdała sobie sprawę, gdzie tak naprawdę się znajdują.
- To może coś pośpiewany? - zaproponował Fred chcąc jakoś rozluźnić towarzystwo.
Percy zmierzył go spojrzeniem, ale wzruszył ramionami zrezygnowany i zaczął ubierać koszulę, którą własnie oddała mu Ginny.
- Jak to było, George? Ron, Ron, Ron...To postrach wszystkich wron... - przerwał, bo właśnie jego siostrzyczka zachichotała.
Fred widząc, że jej to się podoba próbował wymyślać dalej.
- Ron, Ron, Ron... ma włosy niby tron...
- Ron, Ron, Ron... nie kocha żadnej z żon... - wtrącił George.
- Ron, Ron, Ron... jest głupi jak stary koń...
- Natychmiast przestańcie! Mam już dość waszych głupstw! - zdenerwował się Percy.
Wszyscy ucichli. Bliźniacy rozumieli, że ta sytuacja nie jest zbyt komfortowa, no, ale żeby zachować się jak za przeproszeniem stary burak... George zaczął grzebać w kieszeniach. Po chwili wyciągnął coś w rodzaju pióra.
- O, Ginny cukrowe pióro na pewno poprawi ci nastrój ! - mówiąc to podał jej ostatnie słodycze, która zakupił u Zonka, podczas czerwcowego wypadu na Hogsemade.
Dziewczynka pospiesznie włożyła ją do ust i zaczęła łakomie ssać. George uśmiechnął się do niej. Sam odczuwał głód, lecz objął brzuch rękami i ściskał, tak, żeby nie odczuwać chęci na zjedzenie czegokolwiek.
- Jak będziemy strasznie głodni, zawsze możemy zjeść Percy'ego - zażartował Fred, lecz tylko jego brat bliźniak się uśmiechnął.
Patrzyli prosto bezsensu w malowniczy dwór widziany z oddali. Nagle zobaczyli, że ogromne drzwi się otwierają. Z nich zajrzała mała główka z ogromnymi uszami i z błyskającymi, zielonymi oczami. Wyskoczył pośpiesznie, tak jakby ktoś go śledził, albo próbował złapać. Miał na sobie dziwne ubranie przypominające brudną poszewkę na poduszkę. Fred rozpoznał w nim skrzata domowego rodziny Malfoyów. Pamiętał, że kiedy stał się przez przypadek członkiem tej szlachetnej rodziny owy skrzat nazwał go Paniczem i odsunął krzesło. Mama zawsze marzła o takim skrzacie, pomyślał Fred.
Skrzat rozejrzał się przestraszony i pobiegł prosto na nich, rozglądając się ciągle za siebie.
- Na brodę Merlina, on leci prosto na nas! - przeraził się Percy.
I rzeczywiście nie zdążyli się ruszyć z miejsca a skrzat stał już przy nich.
- Nie bójcie się. Ser, jest tak dobry - i ukląkł przed George'm i zaczął całować stopy chłopca, co mu się nie do końca spodobało - Ser, pomógł tej dziewczynie i oddał jej swoje ostatnie jedzenie, pomimo, że pan też był głodny...
- To moja siostra, co miałem zrobić? - zdziwił się George i próbował odsunąć skrzata od swoich stóp.
- Zgredek widział jak Panicz jest szlachetny...
- Yyyy... Ser Zgredku, tak? Nie rozumem, o co ci chodzi, przecież mówiłem, że ona jest moją... Co ci się dzieje?
- Jeszcze nikt tak nigdy do mnie nie powiedział - skrzatowi aż pojaśniały oczy, uśmiechnął się, tak jakby właśnie dostał całą stertę prezentów na urodziny.
- Mógłbyś nam pomóc wydostać się stąd? - zapytał już zdenerwowany Percy.
Skrzat wciąż wpatrywał się w Georga, a chłopca zaczęło to irytować.
- Tak, tak, ser. Pomimo, że uciekłem od rodziny dla której służę... - przerwał, bo zaczął mocno uderzać głową w wychudłe kolana - głupi Zgredek, głupi, głupi !!!
Ginny spojrzała na niego nie pewnie. Pomyślała, że może ma coś z głową, jest jakiś chory psychicznie, lub ma jakiś ciężki uraz. Kiedy Fred złapał go za głowę i podniósł do góry, usiłując w ten sposób odciągnąć go od kolan skrzat powiedział :
- Zgredek musi się ukarać, bo obraża przez to swoich Państwo...
- Pfff.... obrażać Malfoyów, też coś! - oburzył się Fred, ale Ginny zmierzyła go surowym spojrzeniem i chłopiec umilkł lekko się czerwieniąc.
- Zgredku, mógłbyś pójść do naszego domu... Nory, mam nadzieje, że wiesz gdzie to jest...
- Tak, tak. Zgredek wie. Państwo dużo mówili o Norze. Opowiadali, że jest starą szopą, w której ukrywają się zdrajcy krwi... - przerwał i znów chciał uderzać głową, lecz Fred w ostatniej chwili go zatrzymał.
- Przestań! - krzyknął George, a Zgredek usłuchał go pośpiesznie - Pójdziesz do naszego domu, ściągniesz tu Rona, upewnisz się czy nasza matka się nie wścieka i wrócisz. Aha, ale Ron niech przyleci tu samochodem, dobrze?
Zgredek usłużnie skinął głową. Rozkaz George'a, był prawie tak samo ważny jak rozkaz Malfoyów. Pomachał im, pstryknął palcami i znikł. Weasley'owie wpatrywali się z niedowierzaniem w pustą przestrzeń, w której przed chwilą znajdował się Zgredek.
*******************
- Sir Ron? - zapytał Zgredek ciągnąc za ramie śpiącego chłopca.
- Yyyy... chyba tak... To znaczy, tak... kto ty jesteś? - przestraszył się przecierając oczy.
- Jestem Zgredek! Zgredek przyszedł cię prosić, żebyś uratował swoje rodzeństwo. Zgredek ich zobaczył, a sir podzielił się z rudowłosą dziewczynką ostatni słodyczami, pomimo, że był głodny. Sir prosił Zgredka, żeby Zgredek, przybył bo Rona, a Ron ma przylecieć samochodem po swą rodzinę.
Ronowi przypomniało się dlaczego się zbudził. Obudziło go roztulające się szkło. To był przecież Fred. I wtedy napisał do nich, żeby szybko wracali, a potem usiadł na łóżku i zaczął się martwić i pewnie zasnął...
- Dobrze Zgredku jedziemy !
Po chwili siedzieli już w samochodzie. To nie było łatwe zasiąść przed kierownicą, tak aby rodzice się nie zorientowali, ale udało się !
- Sir potrafi to prowadzić? - zapytał Zgredek.
- Sir nigdy nie prowadził, ale sir musi spróbować - mówiąc to przycisnął gaz, a niebieski Ford Anglia wystrzelił w powietrze.
Mknęli niebezpiecznie, niezauważalni przez mugolów. Zgredek siedzący z przodu przyglądał się wszystkiemu co jakiś czas mówiąc:" " bardzo interesujące ". Ron prawie stracił kontrole... Lecieli prosto na jakieś ogromne drzewo.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa !!! - zakrzyknął Ron histerycznie kręcąc kierownicą.
Zgredek zatkał sobie oczy dłońmi, ale na szczęście w ostatniej chwili Ron skręcił w drugą stronę.
- Nieźle, prawie byśmy się zabili, co nie? - zapytał wciąż przejęty i wystraszony Ron.
Zgredek tylko skinął głową i gestem wskazał mu, żeby patrzył przed siebie.
- Patrzcie nasz samochód ! - krzyknęła z dołu Ginny.
Chłopcy popatrzyli wysoko w górę. Nad błękitnym niebem widać było mierzący ku nim niebieski Ford Anglia.Chyba nigdy się tak nie cieszyli na jego widok. Nawet nie wydawał się taki stary jak w rzeczywistości był. Z okienka zajrzał Ron.
- Wsiadajcie! Matka zaraz się obudzi! Wyobraźcie sobie co się będzie działo !
Szybko wskoczyli do samochodu. Z przedniego siedzenia wyszedł Zgredek, otworzył drzwi po czym powiedział:
- Zgredek tu was opuści i tak powinien nie opuszczać domu Państwa...- przerwał i zaczął uderzać głową o maskę samochodu.
Fred uspokoił skrzata, a potem bez pożegnania Zgredek pobiegł prosto do dworu Malfoyów, z nadzieją, ze ci nie zauważą jego zniknięcia.
- Może będzie lepiej jak ja poprowadzę? - zapytał Fred mierząc Rona wzrokiem.
Samochód wzbił się w powietrze, szybował przez chmury, a w dole można było zobaczyć malutkich ludzi, którzy spieszyli się do pracy. Ach ci mugole...pomyślał Fred. Było coraz jaśniej, promienie słońca przebijały się przez kłęby chmur. Rześkie powietrze sprawiało w lepszy nastrój.
Pomimo, że były nikłe szanse, żeby wyszli z tej przygody bez bliźniacy mieli dziwne wrażenie, że i tak Percy wyjdzie z tego cało. Pewnie opowie jak związali mu ręce i zakleili usta taśmą.
Zbliżali się do Nory. Na zegarku dochodziła szósta. Ginny w duchu błagała, żeby chłopcy nie zwalili całej winy na nią, w końcu to ona chciała zobaczyć Hogwart.
Ford Anglia bezpiecznie wylądował na ziemi. Wszyscy szybko wyskoczyli, Fred właśnie miał wjechać do garażu, ale ...
- Na brodę Merlina co wy wyprawiacie?! - z domu w szlafroku wyszła pani Weasley.
Była zła, zauważyła, że dzieciaków nie ma w łóżkach i wpadła w szał. Teraz nie pomógłby żadne wytłumaczenia. Nawet Percy'ego, który właśnie chował się za plecami George'a czekał marny los ...
Przypominam, że każdy komentarz jest dla mnie wielkim skarbem, więc jeśli tu jesteś zostaw po sobie pamiątkę. Zapraszam również na mojego nowego bloga, który będzie zupełnie o czymś innym. Jeszcze nie zaczęłam pisać rozdziałów, ale będzie on o dwóch osobach, którzy nie mają zbyt wielu przyjaciół, których niektórzy uważają za wariatów, albo " głupolów ". W końcu dostrzegają, że są do siebie podobni... Może wiecie już o kim będzie ten blog? http://tonie-wariactwo-ani-glupota-to-milosc.blogspot.com/ Zapraszam :)
Bardzo fajny rozdział, z chęcią zajrzę na drugiego bloga ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mrs Black
NO W KOŃCU <3 Super rozdział ^^ No i oczywiście czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam:
julietsbooks.blogspot.com
http://panna-weaslay.blogspot.com/?m=1 zapraszam do mnie :*
OdpowiedzUsuńA i : PISZ TAK DALEJ BO JESTES SWIETNA !!
OdpowiedzUsuńJaki fajny rozdziałek *,*
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie ;)
Ifeeliwanttolive.blogspot.com