Dumbledore stał bezlitośnie gapiąc się na zapłakanego George'a. Dlaczego to właśnie Fred? Czemu to akurat jego spotkało?
W tak młodym wieku? Chłopak załamał się, rzucił się na zimne już ciało i potrząsnął nim, myśląc, że w ten sposób uda mu się uratować brata. Bezskutecznie. Oczy nie otworzyły się, ręka wisiała bezruchu, piegowata twarz zastygła w lekkim uśmiechu.
Złapał jego dłoń i wpatrywał się w nią z nadzieją, że stanie się cieplejsza, że palce choć spróbują się zgiąć.
- Niech mi pan pomorze! - wykrzyknął błagalnie.
Cisza. Zaszlochał ciągle głaszcząc zimną rękę. W tym momencie nic dla niego się nie liczyło. Stało się to co było jego najgorszym koszmarem.
Poczuł coś na plecach. To Dumbledore położył swoja rękę na jego ramieniu.
- Będzie dobrze - wyszeptał.
Chłopiec ze łzami w oczach nie potrafił okazać choć szczypty nadziei.
- Musimy wrócić do Hogwartu. Dobrze, że Hagrid jest w porządku. Pożyczając wam Hardodzioba dopiero po chwili zrozumiał co wam wpadło do głowy. Gdyby nie on to nie wiadomo co by się stało.
" Jak to przecież Fred nie żyje, a on po prostu cieszy się, że znalazł mnie i jego zwłoki? " - przeraził się George.
- Jednak ktoś tu był przede mną... Ale z resztą wszystko opowiecie mi w szkole, a teraz wracamy.
*****
- Musisz zjeść tę czekoladę, jesteś jeszcze słaby, a ona dobrze działa na atak po dementorach - błagała pani Pomfrey.
- Nie zjem niczego dopóki nie zobaczę George'a !
Pielęgniarka ze zrezygnowaniem położyła na stoliku słodycze, na wypadek gdyby chłopiec się rozmyślił. Chłopak odwrócił się do okna. Fred żył, ale nie pamiętał co się stało. Jedyne co mu utkwiło w pamięci to ogromna, gęsta mgła. Przypominało mu się coś dziwnego, nie przypominało to bólu, bo trudno określić bólem utratę czegoś z głębi. Czuł jakby uleciało z niego szczęście. Tak jakby kilka wspaniałych chwil z George'm znikło.
- Przyszli twoi rodzice.
" No super. Zaraz mnie wyleją, a jeszcze oni przyszli. Pfff... gorzej być nie może" - pomyślał.
- Coś ty narobił syneczku?! - podbiegła przerażona pani Weasley.
- Gdzie George?
- Musisz odpoczywać, nie zajmuj się nim. Co wam strzeliło do głowy? Właśnie Percy opowiadał nam...
- Tak, tak, tak. Percy jest idealnym prefektem, Percy zawsze jest świetny, taki elegancki. A my z George'm? Zawsze za uśmiechnięci, za szaleni, za ładni...
- Fred przestań, wiesz, że wcale tak nie jest.
- A jak latało się na hipogryfie? - uśmiechnął się pan Weasley.
- Arthurze przestań ! - szturchnęła go łokciem Molly.
- Lepiej powiedz jak się czujesz?
- Jeśli dobrze to znaczy okropna pusta w żołądku i chęć zwymiotowania resztek wczorajszego obiadu to czuję się wspaniale. Aha i ta kobieta dała mi czekoladę, po co mi to?
- Nic dziwnego po pocałunku dementora powinieneś zjeść czekoladę. - powiedziała stanowczo Molly patrząc na leżącą obok, nawet nie nadgryzioną tabliczkę.
- Gdy dementor cmoknął cię weź słodycze i się śmiej. - zażartował Arthur.
- On mnie całował? Blee....- wzdrygnął się Fred.
- Myślę, że to już koniec odwiedzin. Chłopiec jest osłabiony i potrzebuje dużo wypoczynku. - powiedziała stanowczo Pomfrey.
" On mnie całował? Ale ja nie chciałem! " - pomyślał Fred z obrzydzeniem zamykając oczy. Wtulił się do poduszki i od razu zasnął. Drzwi lekko zaskrzypiały, a zza nich wyzierała brodata twarz Dumbledore'a.
Uśmiechnął się i z wielką ostrożnością bezgłośnie zamknął drzwi.
- Profesorze...
Staruszek z przerażenia, aż podskoczył odwrócił się do tyłu, nieco już bardziej spokojny.
- A to ty Severusie. Przestraszyłeś mnie. Wiesz serce już zaczyna szwankować w takim wieku... he he he - uśmiechnął się dyrektor.
- Czy z chłopcem jest już w porządku?
- O tak. Właśnie teraz biedaczek zasnął. Dobrze, dobrze, a teraz powiedz mi czy to ty wyczarowałeś patronusa?
Snape kiwnął stanowczo głową, tak, że jego włosy, aż powędrowały w górę. Dumbledore spojrzał na niego zagadkowo. Podrapał się po głowie i powiedział:
- Ale skąd tam się wziąłeś? Skąd wiedziałeś, że chłopak jest w potrzebie?
Niestety, nie zdążył odpowiedzieć na to pytanie, bo przez korytarz biegł przestraszony Hagrid wymachując ręką w stronę dyrektora.
- Panie psorze, panie psorze! Żyje? Jo nie chciałem...Cholibka, człowika bym ukatrupił!
- To nie twoja wina Hagridzie. Po prostu oni uciekli, ale to również nie ich wina, skąd mogli wiedzieć?
Podłoga mocno zaskrzypiała, a ze schodów upadł Neville. Potoczył się na sam dół, powstał, otrzepał się i zadyszany pobiegł wprost na Hagrida, Snape'a i Dumbledore'a. Podbiegając podknął się na kolana.
- Proszę pana ! George się zabił!
- Jak to się zabił? - przestraszył się dyrektor i pomógł wstać chłopcu.
- No zabił się ! Proszę iść za mną to ja wszystko wytłumaczę!
- Na brodę Merlia wszystko przez moją głupotę! - zaszlochał Hagrid.
- Idziemy! - wykrzyknął Dumbledore.
Biegli pośpiesznie korytarzem, Neville z przerażenia potykał się czasem nawet o swoją szatę.
- To było tak. - Zaczął zadyszany chłopak. - Wszedłem do dormirorium, po książkę na zielarstwo. Wchodzę i własnym oczom nie wierzę! W sypialni chłopców stoi George. Trzymał w ręku nóż i ...
- I cło ? - przestraszył się Hagrid.
- No chyba ciął sobie żyły, bo po jego ręce płynęło dużo krwi.Cała ręka była okrwawiona ! Ja aż zapiszczałem! A on gdy mnie zobaczył powiedział, że bez Freda nie ma życia i że nie ma sensu dalej żyć.A ja potem od razu wybiegłem do pana, on jeszcze krzyczał : " Fred nie żyje, Fred nie żyje! "
Zatrzymali się przed portretem Grubej Damy. Neville z przerażeniem nie mógł sobie przypomnieć hasła. Zamykał oczy, marszczył oczy i pstrykał palcem, tak jakby to mu mogło pomóc.
- Świński ryj! - krzyknął Dumbledore.
Neville ze zdziwieniem otworzył usta. " Trzeba było tak od razu " - pomyślał.
Portret usunął się. Przerażeni wpadli do dormitorium. George leżał wyciągnięty w sypialni chłopców. Obok niego spływała duża ilość kwi. A w dłoni trzymał małą karteczkę z napisem :
Mamo, tato nie martwcie się o mnie. Tam będzie mi lepiej, z resztą wszędzie będzie mi lepiej byle z Fredem.
Neville zasłonił sobie twarz dłoni, nie mógł patrzyć na tak drastyczny widok. Hagrid wziął na ręce chłopca i zaniósł go do skrzydła szpitalnego. Po jego twarzy spływały duże słone łzy opadające wprost na gęstą brodę.
Mgła... rozmazany kontury.... czegoś, czegoś....rudego?
- Cześć mamo. - wydyszał osłabiony George.
- Coś ty narobił - mówiła przez łzy Molly. - Pierwsze Fred, teraz ty.
- Co miałem zrobić? Bez Freda nie potrafię żyć. - biedak rozpłakał się, ale nie dał tego po sobie poznać, bo chował się za poduszką.
- Co ty takiego wygadujesz? - zmarszczyła nos pani Weasley.
- Przecież Fred nie żyje.
- Co ty bredzisz? To przez to piwo kremowe, czy krew ci już mózg zalała? Przecież Fred żyje i się na ciebie patrzy.
Odwrócił głowę, a obok niego na łóżku szpitalny leżał Fred, co prawda blady, obolały i słaby, ale uśmiechnięty. Śmiał się do George'a, który aż oniemiał ze szczęścia. Chłopcy szybko wstali z łóżek i rzucili się sobie na szyję. trzeba przyznać, że polały się łzy szczęścia, łzy, ale jakże męskie.
- Ty idioto! Chciałeś się zabić! - krzyknął wciąż ściskając brata Fred.
- A ty? Ty niedojdo udawałeś, że nie żyjesz! Jednak muszę ci przyznać, że ten trik z zimnymi rękami wyszedł ci genialnie. Musisz mnie go nauczyć. Wiesz zawsze się przyda, kiedy mama poprosi mnie o sprzątanie w domu.
Molly przeszyła go mrocznym spojrzeniem, więc ten zamilkł na chwilę.
- O dostalismy czekoladowe żaby ! - ucieszył się Fred.
Gdy tylko otwierali pudełko żabka znajdująca się w środku od razu uciekła.
- A niech to szlag! - przeklął George.
Wyciągnęli kartę. George przyjrzał się jej dobrze i zaskoczony pokazał ją bratu.
- Ale to jesteśmy my ! - podrapał się po głowie Fred.
- Zawsze wiedziałem, że jesteśmy niezwykłymi czarodziejami. Dowód na to oboje uciekliśmy przed śmiercią. Ach... świat teraz będzie nasz. Proponuję ci spółkę ! Założymy sklep !
- Ale my to planujemy już od dobrych kilku lat. Matka miała rację, chyba piwo kremowe ma sporo promili.
- Małe czary mary, a dzieciaki się cieszą. Nie ma to jak sprawiać przyjemność,. prawda Severusie?
Snape jakoś nie okazywał takiego entuzjazmu. Stojąc zza drzwiami i obserwując całą tą sytuacje coraz bardziej rozumiał dlaczego pomysł z zaczarowaniem kart wydawał mu się idiotyczny. Ale jak tu się sprzeciwić dyrektorowi?
- Byłeś świetny z tym patronusem ! Ja w sumie też na coś się przydałem. - uśmiechał się Dumbledore.
Po czym wystawił pięść mówiąc:
- " Żółwik?".
Snape przeszył dyrektora zdziwionym spojrzeniem. Cóż miał zrobić, nie chętnie przybił "żółwika". Wszystko wydawało mu się bardzo dziecinę. I pomyśleć, że wszystko to robił przez dwóch smarkaczy, którzy omal nie zginęli, a co gorsza prawie wylecieli ze szkoły.
Przepraszam, że ostatnio rozdziały nie są zabawne, tylko poruszają tematykę śmierci. Obiecuję, że to zmienię. Ale skoro zaczęłam musiałam skończyć ten wątek. Dziękuje tym nielicznym osobą, którzy to czytają, dzięki wam mam nikłą inspirację .
Bardzo fajny rozdział :) Już myślałam, że Fred naprawdę umrze. Nie wybaczyłabym ;^;
OdpowiedzUsuńCo do błędów, znalazłam tylko 3:
• - Niech mi pan pomorze! - pomoŻe
• Wszystko wydawało mu się bardzo dziecinę - dziecinne
• Dziękuje tym nielicznym osobą, którzy to czytają, dzięki wam mam nikłą inspirację . - Powinno być: Dziękuję tym nielicznym osobom, które to czytają, dzięki wam mam nikłą inspirację.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, pozdrawiam i życzę weny,
Mrs Black