wtorek, 10 czerwca 2014

~Rozdział dziewiąty~ SZALEŃSTWO TO NIE ZŁO

Rozdział ten dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce - Natalii <33

        Stała się ciemność. Z oddali zabłysło tylko maluteńkie światełko, które co jakiś czas znikało. Z tej pustki dobiegały przeraźliwe, stłumione odgłosy. Odgłosy, które powodowały ciarki na ciele. Lekki powiew wiatru muskał lekko policzek, aż nagle z ciemności wynurzyła się zakapturzona postać, czarna, okropna i przerażająca. Nie dało się dostrzec jej twarzy, a z rękawa wystawała obślizgła ręka, która zmierzała prosto do przodu, powoli zaciskała palce, tak jakby chciała kogoś udusić, odsłoniła kaptur i....
      - George wstawaj ! Ty tu sobie leniuchujesz, a ja śmierdzę sowim łajnem !
Chłopak zerwał się na równe nogi, miał całe spocone ręce i czoło mokre od gorączki. "To mi się śniło?" - pomyślał marszcząc brwi. Wstał z łóżka, wsunął kapcie i razem z Fredem poszedł na śniadanie. Wielka sala była już prawie pełna. Fred i George usiedli obok Jordana.
- No jak tam stary? - zapytał Fred.
- A jakoś leci. Ej wiecie, afera jest ! Snape lata po nocach na trzecie piętro, no wiecie, Dumbledore zabronił wszystkim tam wchodzić, a on... Podobno Alicja widziała, że ma okropnie rozwaloną nogę. Kto wie co on tam wyprawia...  A tak z innej beczki, to prawda, że wasz brat zamknął was w sowiarni?
- Nie pytaj o szczegóły, ale tak, a Georga wsadził do Trelawney - skrzywił się z obrzydzeniem Fred.
- Nie gadaj! I jak żyjesz jeszcze? - przeraził się Lee.
- Nie wiesz umarłem... Jesteś tak głupi czy tylko udajesz? - zapytał z uśmiechem George.
- Słuchajcie mamy teraz godzinę wolną przed wróżbiarstwem, ja idę do Hagrida, mam do załatwienia z nim jedna sprawę, idziecie ze mną?
- Dobra, pewnie, zawsze to lepsze niż lekcje ze Snape, albo z  Trelawney.
     Na chwilę umilkli, bo wszyscy obserwowali jak Neville męczy się ze swoją zapominajką.
- O czym to ja zapomniałem? - myślał zmartwiony, a kula wypełniła się czerwony dymem.
Wokół niego siedzieli uczniowie, którzy pokazywali sobie jego różdżkę leżącą na podłodze. W końcu zrezygnowany upuścił kulę, która potoczyła się po podłodze prosto ku różdżce. 
- Aha! To o niej zapomniałem, a już myślałem, że znów zgubiłem Teodorę. 

  Po śniadaniu chłopcy ruszyli prosto do chatki Hagrida. Dzień był słoneczny, ale słońce, aż tak złośliwie nie przygrzewało. Kiedy zapłukali do ogromnych drzwi przywitało ich szczekanie Kła.
- Idę, no, zara otworze - odezwał się krocząc ku drzwiom Hagrid.
Gdy otworzył drzwi ogromnie się zdziwił, bo zazwyczaj nikt z uczniów go nie odwiedzał, nie licząc oczywiście Harry'ego, Rona i Hermiony.
- A co wy tu do Merlina robicie? - zmarszczył czoło i podrapał się po długiej brodzie.
- Możemy wejść? - zapytał uprzejmie Fred.
Hagrid wskazał ręką, że jego dom stoi dla gości otworem, a więc weszli. Chatka składała się z jednej izby, na środku stał ogromny stół z krzesłami, a obok biegał śliniący się Kieł .
- A wy to pewnie Weasleye, co nie? - zapytał.
- No tak, łatwo poznać, każdy z nas rudy...- uśmiechnął się Fred.
- Herbaty?
- Nie dziękujemy - powiedział George patrząc na wielkość kubka.
-  A wy cosik chłopcy chcieliście, czy ino tak w odwiedziny?
- Proszę pana... - zaczął Lee.
- Żadne proszę pana, jestem tu tylko gajowym, a nie jakimś psorem, Hagrid jestem. No to macie co do mnie?
- No jest taka sprawa. Myślę, że pan...to znaczy ty...yyy... no kurczę!
     Hagrid spojrzał na Jordana podejrzanym wzrokiem, a głowa Kła na chwile zawisłą w powietrzu.
-Powiem prosto z mostu... Nie wiesz co znajduję się na trzecim piętrze? - lekko przyciszył głos.
      Nastała cisza. Można było nawet usłyszeć jak spadają krople śliny wielkiego psa spadają na kolana Hagrida. Po pewnym czasie gajowy spojrzał w okno i powiedział:
- Chyba już czas na lekcję. Odwiedźcie mnie jeszcze kiedyś. Miło se tak posiedzieć.
   Chłopcy odeszli bez słowa. Lee był strasznie zawiedziony, a bliźniakom to nie robiło większej różnicy.
- No kurde, a twojemu bratu by wszystko powiedział. Tak mi zależało! No, bo po co Snape tam szedł? A jak tam uprawia jakąś czarną magię, albo nie wiem wskrzesza swoją babkę.
- On ma za długi jęzor, jakbyś lepiej spróbował to na pewno by ci wypaplał. Na stówę.
- Ej ale skoro ci tak zależy to możemy przecież trochę  go po szpiegować, od czego mamy naszą kochaną mapę?
- No i braciszku ty to masz łeb - pochwalił Freda George.
 Zadowolony Jordan aż skakał z radości. Wyznaczyli godzinę jedenastą. Powinna być odpowiednia, szaleńcy zawsze przed północą knują niecne plany, albo próbują się włamać na trzecie piętro.

Mijały godziny na "nauce", wykonywaniu nowych genialnych łakoci i testach doświadczalnych.
- Idę się położyć, za parę godzin wyruszamy za Snape. - uśmiechnął się zaspany Lee.
-Idź, idź my tu trochę posiedzimy.
Mijały godziny, a wraz z nimi ubywały osoby w dormtorium. Aż w końcu zostali tylko bliźniacy.
- Ej jedenasta ! - krzyknął Fred.
Szybkim krokiem ruszyli do sypialni chłopców. Jordan spał w najlepsze i pomimo mocnego szturchania w ramię i krzyczenie do ucha nic nie pomogło.
- Co za piękny strzał! Gryffindor wygrywa dziewięćdziesiąt do trzydziestu! - mówił przez sen.
Zrezygnowani chcąc czy nie chcąc musieli ruszyć sami. Przeleźli przez portret Grubej Damy i ostrożnie na paluszkach pomknęli przez korytarz. Po chwili zatrzymali się i wyciągali mapę z kieszeni.
- Uroczyście przysięgam, ze knuję coś niedobrego! - wykrzyczeli prawie chórem.
Gdy tylko dotknęli końcówką różdżki i wypowiedzieli te słowa na mapie pojawił się napis:
                                                 
                                     PAN LUNATYK, GLIZDOGON, ŁAPA I ROGACZ 
                                                MAJĄ ZASZCZYT PRZEDSTAWIĆ
                                                          MAPĘ HUNCWOTÓW


- Co byśmy zrobili bez tej wspaniałej czwórki? -  wzruszył się George.
 Otworzyli ją i podskoczyli  z radości. Cały korytarz był pusty, nie szlajał się po nim nawet Flich. Jednak napis "Snape" mknął teraz po drugim piętrze, z pewnością miał w planach znaleźć się już na trzecim.
- Oby tylko nie natrafić na Irytka ! - wyszeptał Fred.
Kroczyli powoli na palcach, ciągle zaglądając do tyłu. Pot spływał im z czoła, nagle...BUCH ! Fred leżał wyciągnięty na ziemi.
- Potknąłem się o sznurówkę. - wyszeptał przestraszony, gdy George
Usłyszeli czyjś głos ( " Co to za łajdaki, nie popuszczę po nocach się włóczą !!!! ).
- Filch ! - wykrzyknęli naraz bracia i szybko pomknęli przez korytarz.
Mijali schody nie oglądając się za siebie. Z dala nadal było słychać stłumione głosy. Nagle zobaczyli Panią Norris ! Opadli an drzwi.
- Miauuuuu ! - zamruczała kotka Flicha, tak jakby ogłaszała, że znalazła morderców i zbrodniarzy.
Zdenerwowany, a za razem przerażony Fred kopnął z całej siły kocisko. Wirowało lekko w powietrzu, tak jakby próbowało latać i opadła na schody. Uradowani bliźniaki przybili sobie piątki i otworzyli tajemnicze drzwi. Odsapnęli, mieli nadzieje, że najgorsze za nimi, jednakże mylili się. Podnieśli wysoko głowy i ku ich zdziwieniu przed nimi stał ogromny pies o trzech głowach. Miał ogromne paszczę z wielkimi kłami, a z pyska ciekła ślina ( jeszcze gorsza niż u Kła ), ogromne łapska z pazurami i złowieszcze ślepia.
- Aaaaaaaaaa! - krzyknął Fred.
Pies kłapnął szczęką tak jakby chciał ich rozszarpać na strzępy. George nie myśląc wcale wyciągnął cukierki z kieszeni. Były zielone. Nie pamiętał do czego służyły, energicznie przesunął je w palcach i rzucił w prost do pysków ogromnego potwora. Pies zatrzymał się na moment, przeżuł cukierki, a po chwili beknął  głośno. Za jakieś dziesięć sekund głowy spojrzały na siebie i.... zasnęły.
- Dobra robota George - Fred klepnął go w ramię .
Wyszli po cichu zamykając za sobą drzwi. " No to teraz na dół " - pomyśleli. Rozejrzeli się dookoła i spojrzeli na mapę. Nie było nikogo nawet Pani Norris. Pomknęli korytarzem na dół, pragnąc nikogo nie napotkać. Nagle napotkali się na Irytka, który śpiewał coś w rodzaju : " Marta brzydka panna, ryczy jak stara wanna, nóg nie myje i od mydła gnije, ma pryszcze a ja na jej widok piszczę ! " Dobrze, ze śpiewając nie zwrócił uwagi na bliźniaków. Bezpiecznie dotarli do Grubej Damy.
- Hasło !
- Świński Ryj! - wydyszeli zmęczeni.
Portret usunął się, a zaraz w dormitorium ukazał się Jordan. 
- To wy już byliście, dlaczego mnie nie obudziliście ? - zapytał.
 Bliźniacy popatrzyli po sobie i  zmęczeni opadli na fotel. Lee chwile się im przyglądał, ale zrozumiał, że cała ta wyprawa ich wykończyła i potrzebują wypoczynku.

Dziękuję moim nowym sponsorom " Harry Potter zawsze i na zawsze " i " Wiemy ze nazywamy sie Gred i Feorge :3 " oraz " To był żart, jestem Fred " i  " Jaram się tym jak Bellatrix Voldemortem "  Lajkujcie ich ! To świetne strony. ( link po prawej stronie ) . 

6 komentarzy:

  1. No fajnie. Ciekawe czy Pani Noriss w końcu się nauczyła latać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie piszesz. Chociaż wydaje mi się że za mało opisów, a za dużo dialogów
    Pozdro
    http://dziennikidestiny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Jeśli chodzi o dialogi to na tym muszę trochę popracować. Ale i tak ten blog dużo mi pomógł, bo dawniej pisałam jeszcze więcej, chyba prawie same dialogi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział ! Dla mnie trochę za mało opisów, zawsze zwracam na nie dużą uwagę. Ale fabuła ogólnie świetna ! Miło się czyta :))
    ZAPRASZAM DO SIEBIE :
    http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/
    Ps: Fajny szablon, czekam na więcej ! Weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie trafiłam na blog o tematyce potterowskiej z tego roku, alleluja! Ogólnie całokształt mi się podoba, nie zgadzam się z Nelą B - sądzę, że w fan fictionach opisy nie są aż tak ważne :) Zaobserwowałabym, jednak nie mogę znaleźć tego magicznego guziczka, ale obiecuję, że będę często zaglądać ;) Zapraszam również do mnie, także prowadzę bloga o tematyce potterowskiej, lecz ja dopiero się "rozkręcam" :) http://rece-splecione-przeznaczeniem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam Cię do LIEBSTER AWARD, nie wiem, czy bierzesz w tym udział, ale jak co to zapraszam do siebie :
    http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/
    Znajdziesz tam pytania ;)

    Pozdrawiam ;3 i życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń