Fakt, że bliźniacy są czarodziejami wstrząsnął panią Williams. Często wyobrażała sobie czarne scenariusze, w których jej dzieci zamieniają się w obślizgłe ropuchy. Przed zaśnięciem kiedy jej mąż wracał po całym dniu w pracy zamęczała go swoimi hipotezami. Nie da się ukryć, że pan Tim miał po dziurki w nosie niedorzecznych historii z udziałem jego oraz małżonki.
Pewnego dnia pani Williams błagała swojego męża, żeby zabrał gdzieś dzieciaki na cały dzień, bo umówiła się z przyjaciółką na szarlotkę.
- Czy tak trudno zabrać chłopców na mecz bejsbola, albo golfa? - pytała już zmęczona wszystkim Holly.
- Na golfa umówiłem się z Jackiem na czwartek... Ale mecz... No nie wiem czy chłopcy o takich zdolnościach...
- Zdolnościach?! Ty to nazywasz zdolnościami?! - z szoku pani Williams aż wylała lakier do paznokci - Ach tak! Może jeszcze chcesz, żeby nasze dzieciaki od nich uczyły się tych ich " zdolności " ? Po tobie, Tim tego bym się nie spodziewała !!!
Pan Williams nie odważył wyrazić żadnego sprzeciwu. W głębi duszy zaskoczony był faktem, że istnieją osoby, które dysponują magia, ale jak tu narazić się małżonce? Przez ostatnie kilka dni polubił chłopców, w końcu sprzedali mu spory zapas fajerwerk i teraz wygraną miał już w kieszeni. Zrezygnowany odszedł z pola walki.
- Chłopcy idziemy dziś na mecz bejsbola - powiedział pan Williams wchodząc do salonu, w którym Toby i Luis podziwiali jak bliźniacy wymiotują na skutek cukierków.
- Hura!!! - uśmiechnęli się, lecz nie odrywając oczu.
- Coś się stało? Zatruliście się? - zapytał pan Tim kucając.
- Wszyst - ttko www pożzżąddku - wyjąkał George przez wymiociny - Móóó-gg-łbbby pan pppoodać te-eeen cuukkiierrek - i wskazał na zielone pudelku, w którym znajdowały się żółte słodycze.
Mężczyzna spojrzał na niego dziwnie. Kto normalny podczas wymiotowania je cukierki? Jedak podał je bez wahania. Chłopcy wepchnęli je sobie do ust. Wymiociny ustały... Po chwil otarli chusteczką twarze i stanęli przed nim całkiem zdrowi, tak jakby wydarzenie, które działo się zaledwie dziesięć sekund temu nigdy się nie zdarzyło.
- Co to jest bejsbol? - zapytał zdziwiony George - To jakaś wredna choroba?
- Nie to chyba nie może być choroba, no wiesz ten facet powiedział MECZ BEJSBOLA - wtrącił Fred.
- Tak masz rację... To taka dyscyplina sportowa...
- Zawsze wiedziałem, że jestem mądrzejszy - uśmiechnął się Fred.
- A wy w niego nie gracie? Macie jakieś sporty w waszym świecie?
- No jasne! My gramy w quidditcha. Nawet jesteśmy w szkolnej drużynie - George uderzył łokciem brata - Jesteśmy pałkarzami.
Przez następne dziesięć minut chłopcy tłumaczyli reguły gry. Pan Tim wydawał się oczarowany i zaciekawiony. Bliźniakom przypomniał się ojciec, który zachowywał się tak samo kiedy dowiadywał się nowości o nieznanym mu bez magicznym świecie. Gdyby oni się spotkali... Zapewne ich rozmowa trwałaby godzinami, może nawet dniami... I pomyśleć, że oni się przyjaźnią, a tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą.
- Teresa będzie tu lada chwila! No już uciekajcie! - wrzasnęła pani Williams wchodząc do salonu.
Na szczęście nie zauważyła miski z wymionami, bo cały podstęp chłopców byłby nie wypałem. George pod pretekstem potrzeby fizjologicznej wymknął się z pokoju, ale zamiast wejść do łazienki skręcił lewo w stronę kuchni zostawiając w lodówce misę. " Będą pyszne kanapki z rzygami " - pomyślał.
- Wie pan co jest pan całkiem fajny, ale pana żona... bez urazy wredna jędza - powiedział Fred, kiedy kobieta zatrzasnęła zza nimi drzwi.
Mężczyzna roześmiał się i powiedział :
- Wiesz co... Chyba masz rację.
Po drodze Fred i George "poczęstowali" kremówką Toby'ego. Po upływie kilku sekund siedmioletni chłopak leciał już nad drzewami nie jako człowiek, lecz jako kanarek. A pan Willams za wszelką cenę próbował go złapać. Natomiast młodszy brat "Kanarka" dziękował chłopcom i powtarzał, że dzięki nim każdy dzień w którym Toby przez nich cierpi jest dla niego najszczęśliwszym dniem w życiu.
Nie upłynęło dużo czasu od momentu kiedy chłopiec stracił pióra, kiedy młodszy brat nagle zniknął...
- Kurczę, gdzie podział się Luis?! - przeraził się pan Tim.
Rozpoczęły się poszukiwania. Chłopiec był szukany w każdym krzaczku, na każdej ławce, w każdej kafejce, w każdym przydrożnym WC, w każdym sklepie z zabawkami, w każdym parku... Jednym słowem pan Tim wydzierał sobie włosy z głowy, żeby odnaleźć synka...
Tymczasem Fred i George siedzieli sobie spokojnie pod parasolem w pubie jedząc lody czekoladowe niczym się nie przejmując. Uśmiechali się do siebie i spokojnie gapili się na przerażonego pana Williamsa. Obok nich pojawiła się roześmiana głowa Luis'a. A po chwili wynurzył się cały chłopiec. W ręku trzymał kapelusz, który nałożyli mu na głowę bliźniacy. Ach te ich wynalazki... Zanim pan Tim odnalazł syna minęła dobra godzina. Nie mieli szans, żeby zdążyć na mecz. No i dobrze... I tak bracia Weasley uważali ten sport za nudy, żałosny i bezsensowny...
- Tato, chodźmy do wesołego miasteczka - Toby ciągnął ojca za koszulę.
- No dobrze, ale tylko na chwilę, zmarnowaliśmy już dużo czasu...
Wesołe miasteczko wcale nie wydawało się jakimś szczęśliwym miejscem, wręcz przeciwnie było okropne... Ogólnie było zaniedbane, a poza tym nie za wiele osób chciało tam wchodzić. Nic dziwnego, wyglądało jak nawiedzone... Przydałby się tu dorosły czarodziej, żeby naprawić to miejsce...
- Pięć biletów proszę - powiedział pan Tim.
Toby i Luis od razu pomknęli na koło młyńskie, które wyglądało jak brudne i obdarte kółko do zabawy dla chomika. Fred i George wolnym krokiem zmierzali ku nim zastanawiając się jak tu "umilić" pobyt rodzinie.
Chłopcy zapieli pasy i z radością oczekiwali kiedy ta stara, zardzewiała maszyna w końcu zechce się ruszyć.
- Fred? George? Jak tu się znaleźliście? - zdziwił się Luis, gdyż dopiero co widział jak bracia stoją bezsensu wpatrując się w tunel strachu.
- Czy ty nigdy Fred nie zastanawiałeś się dlaczego nikt nigdy nie wypowiedział pierwsze mojego imienia? Czy każdy musi mówić " Fred i George " moim marzeniem jest to żeby ktokolwiek, choćby to był charłak, mugol, skrzat, centaur, nawet ta wstrętna baba z ministerstwa powiedział " George i Fred ".
- Wiesz co, dużo lepiej brzmi " Fred i George ", wiec niech tak zostanie - uśmiechnął się jego brat bliźniak.
Machina ruszyła... Nie było to zabawne, ani przyjemne. Uczucie było takie jakby się schodziło z dziesiątego piętra w dół, a potem w górę. Zażenowania bliźniaków nie dało się ukryć. Znudzony George wstał z siedzenia i krzyczał :
- Jeśli to uważacie za ekstremalne, to chyba nie znacie uczucia kiedy Hagrid was nosi na ramionach!
Fred zresztą też nie czuł się komfortowo. Ławeczka, do której był przypięty pasem była stara, a korniki w niej uwiły sobie przytulne gniazdko. Deski pod nim trzeszczały, a jedna z nich była naderwana, więc próbował się utrzymać łapiąc George'a za ramię.
A dzieciakom Williamsów bardzo się to podobało... Z resztą mugolom zawsze wszystko się podoba.
- Czujesz się niedobrze? - zapytał Fred Luis'a prawie spadając z ławeczki.
Chłopiec pokiwał głową. " Ci mugole... Im zawsze jest niedobrze. Jak można czuć się źle jak jest się na takim czymś.... No dobra tu jest twardo, ale bez przesady! Mięczaki! " - pomyślał Fred.
- Masz to takie lekarstwo na zawroty głowy - powiedział podając mu "tabletkę".
Chłopiec bez wahania połknął rzekome lekarstwo więżąc bezgranicznie Fredowi. Po chwili jednak uświadomił sobie, że to był tylko dowcip.
- Chce zejść!!! Auuuuu!!! Tato!!! - zapłakał.
Ojciec szybko pobiegł błagając łysego mężczyznę, żeby zatrzymał te piekielne koło.
- Coś ci się stało?! - zapytał przerażony pan Williams - Jest ci niedobrze? Masz zawroty głowy? Migrenę?
- Nic mu nie jest. Ma tylko kilka czyraków. No może będzie go trochę bolało przy siedzeniu - powiedział Fred szczerząc zęby.
- A ty to skąd wiesz? - zdziwił się mężczyzna - Powiedział ci? Przecież on nigdy nie miał... Czyraki? Nie, to niemożliwe...
- A jednak. Chyba powinien go pan zabrać do uzdrowiciela, bo jeszcze nie wymyśliliśmy z George'm antidotum.
***************************************
- Gdzie wy tak długo byliście! Mieliście tylko iść na mecz na jakieś dwie godzinki, a nie było was cały dzień! - krzyczała pani Williams kiedy w drzwiach zobaczyła zmęczonego męża z synem na rękach i śmiejącymi się wciąż bliźniakami.
- A gdzie jest Toby? - rozglądnął się pan Tim.
- Ma biegunkę. Pewnie siedzi w kiblu. Och, to okropna sprawa. Kiedy Fred miał biegunkę, nasza łazienka była cała...
- Możesz oszczędzić nam szczegółów - skarciła go pani Holly i wszystkich wpuściła do środka.
Po długiej historii opowiedzianą przez pana Williamsa i ciekawostkach dodanych przez bliźniaków pani Holly miała już wyrobione zdanie o swoich gościach. Według niej Fred i George to zbzikowane bachory, które narażają jej dzieci na niebezpieczeństwo. Uważa, że albo ich matka jest równie nienormalna, albo ma anielską cierpliwość. Jednak ta pierwsza hipoteza wydawała się jej bardziej wiarygodna. Jest zdruzgotana, że kiedyś ich ojciec zaprzyjaźnił się z jej mężem! Według niej Fred i George powinni znaleźć się w psychiatryku.
- Możemy my dziś zrobić kolacje? Bardzo chcemy panią wyręczyć. Jest pani tak zapracowana, więc należą się pani od czasu do czasu przyjemności związane z nierobieniem posiłku - zaproponował George.
- No chłopcy widzę, że się staracie. Oczywiście zrobicie nam wszystkim przyjemność. Będzie cudownie jak zaprezentujecie swoje kulinarne zdolności. Prawda kochanie?
Niechętnie pani Williams pokiwała głową. Chociaż w głębi duszy obawiała się, że po zjedzeniu "kolacji" mogą się zatruć. Jednak jak miała się sprzeciwić. " No chłopcy widzę, że się staracie " - mhm... ta jasne, prędzej nas pozabijają w biały dzień niż będą się starać... Czy on na serio tego nie widzi ? " - pomyślała.
Bliźniacy wszystkich wyprosili z kuchni i zaczęli wcielać w życie swój okropny plan. Otworzyli lodówkę wyjęli z niej : pomidory, ogórki, sałatę, koperek, ser i miskę, która była ofoliowana.
- No to jaki jest przepis na sałatkę Weasleyów ? - zapytał Fred śmiejąc się szyderczo.
- Pokrój trzy pomidory i cztery ogórki w kostkę. Następnie posiekaj koperek i zetrzyj ser na tarce. Włóż to wszystko do miski i wymieszaj. Zapamiętałeś?
- No chyba... A gdzie jest nóż?
Po znalezieniu noża chłopcy zabrali się do pracy. Sałatka była banalnie prosta, ale okropnie podstępna. Po wymieszaniu wszystkich składników zrobili też cztery tosty, które posmarowali masłem orzechowym. Zrobili też herbatę, którą pierwszy raz w życiu widzieli. Żeby ją wykonać posłużyli się instrukcją zamieszczoną z tyłu opakowania, a przy tym bardzo się poparzyli.
- Kolacja gotowa! - krzyknął Fred kładąc sałatkę na stole.
Wszyscy członkowie rodziny zasiedli przy okrągłym stole. Lucy, Emilly i Katie, który właśnie wróciły z koleżanką - Betty z długiego spaceru patrzyły z podziwem na chłopców, którzy właśnie zasiadali zza stołem.
- Miałaś rację, Katie. Są bardzo przystojni - wyszeptała do ucha Betty.
Każdy nałożył sobie na talerzyk sałatki, jedynie pani Holly patrzyła podejrzliwie.
- Dlaczego wy nie jecie? - zapytała przyglądając się czterem tostom.
- Uznaliśmy, że nam nie wystarczy. A poza tym George ma uczulenie na pomidory.
- Ale ty. Ty mógłbyś spróbować. Skoro to nie jest trucizna...
- Holly! Opanuj się chłopcy przygotowali nam wspaniałą kolację, a ty ich ciągle obrażasz! Mi akurat to bardzo smakuję, zresztą chyba wszystkim. Musicie mi dać przepis na ten sos! A to jest kurczak?
- To są nasze rzygi - roześmiał się George wstając od stołu.
Wszyscy zamarli. A ci, którzy właśnie przeżuwali sałatę wypluli ją po kryjomu na talerz. Jedli wymiociny? To nie możliwe! A jednak potwierdziło się przeczucie pani Holly.
- A teraz wybaczcie czas na nas. Miło było was poznać. Gdybyście chcieli nas odwiedzić to szukajcie nas na Pokątnej, bo tam chyba założymy swój sklep. A teraz do widzenia - ukłonił się George wchodząc do kominka.
- Wiesz co George, a co powiesz gdybyśmy nasz sklep nazwali " Magiczne dowcipy Weasleyów", prawda, że to brzmi genialnie?
Chłopak z entuzjazmem kiwnął głową. Wyciągnęli z kieszeni odrobinę proszku Fiuu, który zwędzili przed wyjazdem i rzucili w podłoże kominka. Pod nimi wybuchnął ogień, a niektórzy z mieszkańców ze strachu zatkali sobie oczy myśląc, że za chwilę chłopcy zostaną spaleni.
- Do Nory! - krzyknęli i po raz ostatni pomachali rodzinie Willamsów.
Zapadło milczenie. Wszyscy oniemieli po tym co dopiero się wydarzyło.
- A nie mówiłam?! Ha! Ja zawsze mam rację!! - krzyczała radosna pani Holly.
Chyba te całe odwiedziny przez bliźniaków mocno zniszczyły jej psychikę.
- Będę za nimi tęsknił - wyszeptał Luis ocierając łzę.
- Będziesz tęsknił za facetami, którzy narzygali ci do talerza? - zdziwił się Toby, ale w głębi duszy czuł pustkę. Przez ostatnie kilka dni polubił Freda i George'a.
I pomyśleć, że dwoje chłopców potrafią dodać urok nudnemu dzieciństwu mugoli.
*************************
Przepraszam, że dopiero dodałam post, ale miałam problemy z internetem. Tak to jest... Spróbuje wam to wynagrodzić, bo ten rozdział nie był jakiś szczególny... Co powiecie na miniaturkę? Jeszcze nigdy żadnej nie pisałam, ale myślę, że po napisaniu podpowiecie mi co należy poprawić, żeby następne były lepsze.
Bardzo fajny rozdział c:
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne :)
Masz bardzo ładny szablon, ciekawie piszesz, a twój nick wielbię. Draco <3
OdpowiedzUsuńzlosnica-shrew.blogspot.com
Super rozdział *-* Chcę wiecej ^^…
OdpowiedzUsuńFajnie napisany rozdział :)
OdpowiedzUsuńOOoo jaki świetny rozdział:D
OdpowiedzUsuńChyba zacznę czytać od początku! :) Fajny rozdział :-------)
OdpowiedzUsuń// Wiktoria Ż. =]
Bomba blogg ciekawe roździały !!! //Natalia.D//
OdpowiedzUsuńGenialnie piszesz :) Też tak chcę<3 Magdalena K.
OdpowiedzUsuńOjejku coś świetnego, naprawdę. Piszesz bardzo mądrze i tak lekko ;)
OdpowiedzUsuńjestem pod wrażeniem, oby tak dalej
Pozdrawiam
Wow! Jestem pod wrażeniem! Chyba muszę nadrobić te rozdziały których nie przeczytałam! Masz talent Weronika! Zazdroszcze Ci xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiaam:>
Zapraszam na nowy rozdział :)))) ---->>>> http://thechosenone4011.blogspot.com/2014/09/czesc.html
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńAdam J.
Ekstra Klaudia K
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe.
OdpowiedzUsuńMagda.Sz
Ciekawie, ciekawie, nie powiem :)
OdpowiedzUsuńSuuperowe ;)
Aleksandra Ovcia P.
Zuzanna M.
OdpowiedzUsuńPS. Świetny blog ;)
Cudowny rozdział :) Za każdym razem, kiedy czytam tego bloga wstrząsają mną napady nagłego śmiechu, ale cóż mam poradzić, kiedy to co czytam wprawia mnie w taki nastrój? :) Wspaniale czyta się to co piszesz. Mówiłam Ci już kiedyś, że masz mega dużo talentu? Potrafisz zaskakiwać i nieźle rozbawiać czytelników (masz za to u mnie ogromnego plusa) Fred, George i mugole- będzie się działo to wiem na pewno.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział i bardzo Cię proszę żebyś mnie o nim koniecznie poinformowała :)
Zapraszam Cię też do mnie na nowy rozdział:
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/
Gorąco pozdrawiam i życzę duużo weny
~ Rose ~