Słowa Dumbledore przez dłużą chwilę nie docierały do Freda i Georga. Niby jakaś krukonka, chciała otruć jakimś świństwem któregoś z bliźniaków?
- Nie no to szczyt wszystkiego ! Co ty facet bredzisz? Obojętnie którego? Już by się ta głupia baba zdecydowała! Nie no ja wychodzę ! - oburzył się Fred trzasnął drzwiami i wyszedł.
George ukłonił się przesadnie Dumbledorowi, popatrzył na niego niedowierzającym wzrokiem i wyszedł za bratem trzaskając drzwiami. Jordan opadł na krzesło i spojrzał przerażony na dyrektora.
Na śniadaniu nie można było się skupić. Fred klną cały czas, a George przytakiwał mu równie oburzony.
- Co wy wyprawiacie? Wyrażajcie się, bo napisze do matki !
- To ty Percy?
Nie wiadomo dlaczego, ale Percy zawsze zjawiał się w nieodpowiedniej chwili i czasie. A może po prostu na jego towarzystwo nie było nigdy odpowiedniego czasu.
- Nigdy bym do was nie przychodził gdyby mi matka nie kazała.
- A matka ci kazała?
- No tak. W związku z tym, że jestem prefektem i potrafię się normalnie zachowywać i co najważniejsze jestem prawie prawą ręką profesor McGonagall.
- Prawie - zaznaczył szorstko George.
- W przeciwieństwie do niektórych - ciągnął dalej Percy - potrafię być lojalnym i ambitnym czarodziejem
( w tym momencie spojrzał prawie z obrzydzeniem na swoich braci.) A tak w skrócie, to mam z was zrobić porządnych, no dobra nie przesadzajmy, w miarę porządnych uczniów. Jeśli to w ogóle możliwe. I od razu mówię, że nie obchodzi mnie to czy się na to zgadzacie.
- No to znaczy, za jakieś dwa lata zostaniemy prefektami? - zapytał George z przesadna miłością do brata.
- No... nie sądzę. Najwidoczniej nie jest dane każdemu z naszej rodziny otrzymać taki zaszczyt.
Matka mi kazała, żebym spróbował z wami coś zrobić, no to spróbuję. Wieczorem jak skończycie odrabiać lekcję spotkamy się w dormitorium i trochę poćwiczymy.
Odszedł szybkim krokiem, poprawił odznakę i nawet nie zorientował się, że Fred zmienił na niej napis
z "Prefekt" na "Efekt".
- No kurczę, nie zdążyłem dorobić "jojo".
Nie ma to jak w gorące popołudnie lekcja eliksirów ze Snapem. A w dodatku zrobić jakiś nierealny eliksir. A żeby się jeszcze bardziej załamać mądrzy nauczyciele dodali do uczniów Gryffindoru jeszcze Ślizgonów. I w dodatku fakt, że za chwilę będzie się widziało Percy'ego i słuchało jego głupich komentarzy sprawiało, że można było zwrócić obiad.
- No to kto mi powie jak zrobić eliksir ? Może, może, może....Weasley !
Na te słowa Snapea Fred i George naglę się wzdrygnęli. Tuż obok ich Lee wypuścił z rąk swoje wypociny, nad którymi tak długo pracował zawarte w słoiczku.
- A którego pan profesor Weasleya pyta? - zapytał głupkowato George.
- Fred, czy George, co za różnica? Możesz być ty.
- Aha, czyli wybiera pan Georga.
- Bez głupot Weasley ! Chcesz aby twój dom stracił punkty?
George popatrzył tylko głupawo na profesora. Snape uznał, ze oznacza to, że zrozumiał.
- W takim razie powiedz mi jak zrobić Felix Felicis?
Weasley popatrzył błagalnym tonem na brata. Trzeba było coś zrobić, ale co?
- Zrób coś, żeby było koniec lekcji. - wyszeptał do Freda.
- No chłopcze, czyżby twój mózg nie był wystarczająco yyyy... pojemny, aby uzyskać te wiadomości?
George już otwierał usta, już miał powiedzieć, że ten materiał chyba nie jest przeznaczony na trzecią klasę, czuł jak mu się ręce pocą, czuł mroczne spojrzenie, aż tu nagle.... BUUM !
- Łajnobombą go ! - krzyknął roześmiany Fred.
Po całych lochach unosił się okropny dym o zapachu łajna. Fred pociągnął Georga za rękę i razem wybiegli z lochów, a za nimi wszyscy Gryffoni. Snape klął na wszystkich uczniów, machając rękami, aby pozbyć się niechcianego zapachu.
- Dzięki Fred. - powiedział George kiedy tylko wybiegli z lochów.
- A tam ubaw po pachy. Zawsze będę miał przy sobie tą tajną broń.
Na te słowa chuchnął w bombę ( tak jak się chucha w pistolet, bo dobrym strzale ) i włożył ją do kieszeni.
Ich radość nie trwała długo, bo przed nimi stała szalenie zakochana w nich Marrietta.
- Cześć chłopcy. - pomachała do nich ironicznie.
Bliźniaki popatrzyli na nią tajemniczym , gangsterskim wzrokiem. Tak jakby napili się bardzo dużej ilości piwa kremowego ( jeśli zawierałby alkohol ).
- Fred śliczny krawat. - powiedziała błyszcząc do nich oczami.
George podniósł krawat popatrzył na niego ze zdziwieniem i spojrzał na nią sennym wzrokiem.
- Jestem George. I ty kobieto uważasz się, za naszą żonę?
Na te słowa obaj odwrócili się na pięcie i poszli przed siebie. Z tyłu za sobą usłyszeli jeszcze jej głos:
- Jesteście tak do siebie podobni, że trudno was odróżnić, ahh i obaj tak przystojni...
- Pfff... Kobieto mamy po trzynaście lat, a tobie już jakieś romansidła w głowie? - prychnął przez ramię Fred.
Piękne Śliczna do tego piosenka wielbie twojego bloga misiu
OdpowiedzUsuńDzięki :) Mam nadzieję, ze czasem wpadniesz i coś poczytasz :D Ostatnio dawno nic nie dodawałam, więc muszę się wziąć do pracy :) Z góry dzięki :*
UsuńOk spoko, nic się nie dzieję, chętnie poczytam :3
OdpowiedzUsuńKolejny raz przepraszam za spam.
OdpowiedzUsuńZapraszam na trzeci rozdział mojego opowiadania :*
http://nowe-pokolenie-hogwart.blogspot.com/2014/05/przypadek-czy-przeznaczenie.html
Zapraszam na czwarty rozdział :*
OdpowiedzUsuńhttp://nowe-pokolenie-hogwart.blogspot.com/2014/05/chyba-wole-nauke.html
pIKNIE
OdpowiedzUsuń